Skip to main content

Platforma raportowania Logowanie

Piosenka jest dobra na… angielski

Doskonale wiemy o tym, że język angielski jest wszędzie wokół nas. Tak, to oczywistość, którą słyszymy z ust naszych lektorów, nauczycieli, kogokolwiek, kto zna ten język lepiej niż przeciętnie. Szukamy dla siebie dobrej przystani w nauce – otaczamy się książkami (to dobrze), uczęszczamy na kursy języka angielskiego dla firm w Krakowie, Warszawie lub online (doskonale), lecz może przyjść taka chwila, kiedy będziemy pragnęli „pobyć” z językiem nieco inaczej, bardziej indywidualnie.

Próbujemy zapamiętać zasady, wyuczyć się słownictwa, odnaleźć zastosowanie Past Simple czy Present Continuous – gdziekolwiek poza sferą zajęć, czy rozmów z drugim człowiekiem. W chwili, kiedy będziemy sami. Wtedy pojawia się muzyka – jedno z najwspanialszych narzędzi do nauki języka, jakie możemy wykorzystać. W jaki sposób?

Po pierwsze – gdy słuchamy piosenek, odruchowo zaczynamy nucić melodię, która ukrywa się za słowami. Melodia jest pierwsza, ona tworzy swoisty fundament w naszej pamięci. Jeśli zaś zdołamy wykorzystać ją do nauki lub po prostu polubienia języka, będzie nam dużo łatwiej, ponieważ kiedy melodia gra w naszym umyśle, zaczynamy słyszeć słowa. Z pewnością niejednokrotnie powtarzamy również te niewłaściwe, które nie pojawiają się w piosence, te, które podpowiada nam… intuicja? skojarzenia? Wtedy zaś pojawia się zainteresowanie prawdziwymi tekstami. Te z kolei są ogólnie dostępne w internecie i pozwalają nam na to, by zrozumieć słowa danej piosenki.

Cóż, dajmy na to piosenkę Flowers Miley Cyrus – słowa refrenu dają nam wyrazy: „buy”, „flowers”, „talk” „hold my hand”. Jeśli język angielski jest dla nas czymś nowym, możemy poczuć się bezpiecznie, bo wokalistka śpiewa wyraźnie, dając nam kilka przydatnych słów i zwrotów. Te zaś doskonale „zakorzenią” się w naszej pamięci. Jeżeli zaś uczymy się języka od dawna – w piosence tej odnajdziemy na przykład: „no remorse”, „no regret”, „I forgive every word you said”, a to niekoniecznie są proste wyrażenia.

Po drugie – piosenki mogą być dla nas doskonałym nauczycielem gramatyki. Oczywiście, mamy świadomość, że częstokroć gramatyka ta jest w nich uproszczona (aby pasować do melodii, rytmu, etc.), lecz – kiedy tylko sobie to uświadomimy – możemy stworzyć „playlistę” hitów, które w bardzo przystępny sposób podpowiedzą nam, co wybrać i kiedy.

Przykłady? Oto one:

  • She loves you od The Beatles – trzecia osoba liczby pojedynczej otrzymuje końcówkę „-s”.
  • If you tolerate this, your children will be next od Manic Street Preachers – pierwszy tryb warunkowy.
  • What do you want from me? od Pink Floyd – budowa pytania typu „QuASI”.

To tylko przykłady, w jaki sposób najzwyklejszy tytuł jest w stanie podpowiedzieć nam konstrukcję gramatyczną. Z pewnością mamy w pamięci niezliczoną ilość piosenek, zawierających te lub inne gramatyczne ciekawostki – często głęboko w tekście (Rolling in the Deep od Adele, gdzie możemy odnaleźć zastosowanie czasowników modalnych w przeszłości). Wystarczy poszukać.

A teraz pomyślmy… Nasze playlisty na Spotify lub YouTube wypełnione są przebojami. Podśpiewujemy je, choć nie zawsze zastanawiamy się nad tym, jakie kryją w sobie językowe skarby. A gdybyśmy spróbowali skupić się nad tymi piosenkami, przeszukali je w poszukiwaniu słówek, wyrażeń, czegokolwiek – wszystkich tych elementów, które są dla nas pomocne lub nawet konieczne, kiedy uczymy się języka? W ten sposób moglibyśmy wykreować perfekcyjne narzędzie dla nas samych, wsparcie w przebywaniu z tym językiem – także w chwilach, gdy nie mamy możliwości lub może i siły na klasyczną naukę na kursie języka angielskiego w szkole językowej, w firmie czy online.

Potraktujmy więc piosenki nie tylko jak miłe dla ucha dźwięki, ale także jak świetnego towarzysza, który pomaga nam w procesie nauki obcego języka, niezależnie od naszego poziomu zaawansowania.

Autor tekstu: Paweł Pietrzak

Zobacz nasze pozostałe wpisy oraz wpisy w serwisie LinkedIn

Skontaktuj się z nami i umów zajęcia w swojej firmy

Ciekawostki z nieoczywistego kierunku – język rumuński!

Język rumuński wielu z nas nie kojarzy się z niczym. Niektórzy myślą, że jest to język, którym posługują się Cyganie (Romowie). Jak mówi klasyk: nic bardziej mylnego. Rumunów nie należy mylić z Cyganami (Romami) – to zupełnie dwa inne narody. Dzisiejsi Rumuni to naród pochodzenia dacko-romańskiego – i taki jest też ich język: romański (tak, jak włoski czy francuski chociażby!) z wyjątkowo silnym słowiańskim substratem językowym. Jeśli język hiszpański czy portugalski nie stanowią dla Ciebie problemu, może pora na rumuński? Ten sam alfabet i wiele „dziwnie” znajomo brzmiących słów sprawiają, że opanowanie tego języka może być i przyjemne, i w biorąc pod uwagę coraz szybszy rozwój gospodarczy Rumunii – bardzo opłacalne.

Przyjrzyjmy się wybranym aspektom języka rumuńskiego. Jako język wyrosły na bazie łaciny zawiera wiele konstrukcji leksykalnych i gramatycznych z tego klasycznego języka: przykładowo – a dormi to spać (łac. dormire), a a auzi to słyszeć (łac. audire); obecne są też przypadki – kolejne mianownik, dopełniacz, celownik, biernik, a także wołacz (na ulicy można usłyszeć: prostule!durniu!). Czasów nie musimy się obawiać – dla Polaka są one logiczne, a ich budowa, w porównaniu np. z językiem francuskim – jest uproszczona. Jedyne, co niektórych może zdziwić to obecność dodatkowego trybu tzw. łączącego w konstrukcjach typu: eu vreau să merg – dosłownie: chcę żeby iść (Polacy by po prostu wyrazili drugi czasownik bezokolicznikiem). Warto ten tryb poznać naprawdę dobrze, ponieważ jest on szeroko stosowany, także do budowania czasu przyszłego (jednak proszę się nie bać – od trybu orzekającego różni się on tylko budową trzeciej osoby liczby pojedynczej i mnogiej).

Wróćmy jednak do wpływów, którym przez wieki ulegał język rumuński. Wiemy już, że była to głównie łacina, jednak nie można zignorować faktu, że Rumuni (tak jak i Węgrzy) otoczeni są przez morze Słowian. Wyrazy takie jak trup (pol. ciało) czy sanie brzmią znajomo, prawda? Dodatkowo, język rumuński należy do tzw. Bałkańskiej ligi językowej, a zatem posiada pewne cechy wspólne z innymi językami bałkańskimi – w tym ogromna ilość zapożyczeń z języka greckiego (np. un trandafir – pol. róża) i tureckiego (np. mahala – pol. dzielnica na peryferiach). Ta zadziwiająca mieszanina wielu (nie tylko wymienionych) języków sprawia, że język rumuński to prawdziwa gratka dla lingwistów, którzy mogą zamienić się w detektywów badających losy każdego słowa.

A jak to wymówić? Jak to brzmi? Najczęściej dla Polaka język rumuński brzmi jak włoski. I jest to na pewien sposób trafione – wymowa wykazuje podobieństwo z włoskim – co więcej, Rumuni błyskawicznie uczą się języka włoskiego (w drugą stronę, między innymi przez slawizmy – już tak błyskawicznie nie idzie). Jedyną literą, której wymowy trzeba się nauczyć jest „ă” czyli po prostu angielska szwa. Wiele osób twierdzi, że język rumuński jest bardzo melodyjny i szybko wpada w ucho (szczególnie w piosenkach – jeśli macie swoje ulubione, koniecznie napiszcie w komentarzu!).

Autorka tekstu: Zuzanna Chorabik

Zobacz nasze pozostałe wpisy oraz wpisy w serwisie LinkedIn

Skontaktuj się z nami i umów zajęcia w swojej firmy

Wybory Parlamentarne w Wielkiej Brytanii. Jak to działa?

Wielkimi krokami zbliżają się wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii. To ważne wydarzenie, które kształtuje przyszłość polityczną tego kraju. W ramach naszych kursów języka angielskiego dla firm niejednokrotnie poruszamy tematy związane z kulturą i polityką krajów anglojęzycznych, co często pomaga naszym uczniom lepiej zrozumieć takie wydarzenia i ich wpływ na biznes międzynarodowy. Jak więc funkcjonuje brytyjski system?

Struktura Parlamentu

Parlament brytyjski składa się z trzech kluczowych organów: monarchy (the Monarch), Izby Lordów (the House of Lords), czyli izby wyższej, która jest ciałem niewybieralnym, a jej skład jest uwarunkowany wielowiekową tradycją, a także z izby niższej zwanej Izbą Gmin (the House of Commons) wybieralnej w głosowaniu powszechnym. Skład Izby Gmin zależy od liczby jednomandatowych okręgów wyborczych, których obecnie jest 650.

System wyborczy

Brytyjski system jednomandatowych okręgów wyborczych (first-past-the-post) oznacza, że z każdego okręgu do Izby Gmin wchodzi tylko jeden poseł (MP – Member of Parliament), który zdobył największą liczbę głosów. Wybory parlamentarne odbywają się co pięć lat, chociaż możliwe są wcześniejsze wybory w przypadku wotum nieufności dla rządu lub decyzji 2/3 posłów.

Prawa wyborcze

Prawo do głosowania przysługuje obywatelom Wielkiej Brytanii, Irlandii Północnej oraz Brytyjskiej Wspólnoty Narodów (the Commonwealth), którzy mają ukończone 18 lat. Głosowanie odbywa się w lokalach wyborczych, drogą pocztową lub przez pełnomocnika.

Proces głosowania

Od 1935 r. wybory odbywają się zawsze w czwartki, zwykle w maju. Wyborcy głosują poprzez postawienie znaku X przy wybranym nazwisku na karcie do głosowania, która ma numery seryjne, aby zapobiec fałszerstwom.

Tworzenie rządu

Partia, która uzyska największą liczbę głosów, tworzy rząd (the government). Monarcha mianuje lidera zwycięskiej partii na premiera (the Prime Minister), który spośród członków Izby Gmin i Izby Lordów wybiera 126 ministrów, z

których 23 najważniejszych tworzy gabinet (the Cabinet). [tutaj link do źródła aktualnej liczby ministrów: https://www.gov.uk/government/how-government-works]

Ciekawostką jest istnienie gabinetu cieni (the shadow cabinet), czyli opozycyjnego rządu gotowego do przejęcia władzy. To fascynujące wydarzenie polityczne jest świetnym przykładem tematu, który może być omawiany podczas naszych zajęć języka angielskiego online oraz w firmach. Zachęcamy do śledzenia wyborów i dyskusji na ten temat!

Zobacz nasze pozostałe wpisy oraz wpisy w serwisie LinkedIn

Skontaktuj się z nami i umów zajęcia w swojej firmie

Justyna Strzałka-Kalfas – Metodyk Szkoły Językowej Advantis

Koronacja królewska jako przykład kultury brytyjskiej!

Jeśli słuchacie naszych Advantisowych wskazówek, aby otaczać się angielskim czytając codzienne gazety i oglądając telewizję, to niewątpliwie traficie na temat zbliżającej się 6 maja koronacji Karola III, króla Wielkiej Brytanii. Poniżej kilka słów z jakimi możecie się przy okazji spotkać. Naszą inspirację stanowił przewodnik (guide) koronacyjny opublikowany przez BBC!

Częściowo nadal utajniony plan koronacji Karola III nosi nazwę Operation Golden Orb, czyli operacja królewskie jabłko, przy czym samo słowo orb oznacza po prostu kulę (pomyślcie o orbitach). Ceremonia następuje w czasie nabożeństwa (service) w Opactwie Westminister – Westminister Abbey – i składa się z sześciu zasadniczych części:

  • Recognition – rozpoznanie – to moment, kiedy arcybiskup Canterbury przedstawi Karola III jako króla, a zgromadzeni zawołają „God save the King!”.
  • Oath – przysięga – Arcybiskup poprosi króla Karola, aby potwierdził, że w czasie swojego panowania (reign) będzie stał na straży prawa oraz Kościoła anglikańskiego. Król położy dłoń na Ewangelii i zobowiąże się „wykonania i dotrzymania” (perform and keep) tych obietnic.
  • Anointing – namaszczenie – król zasiądzie wtedy na krześle koronacyjnym i zostanie namaszczony specjalnymi olejami podkreślając duchowy status władcy, który – pamiętajmy – jest jednocześnie głową Kościoła anglikańskiego.
  • Investiture – inwestytura – dokładny moment koronacji, kiedy król po raz pierwszy w życiu założy koronę (crown) św. Edwarda (wykonana w 1661, złoto, rubiny, szafiry i inne, waży dwa kilo).
  • Enthronement – intronizacja – w tej części ceremonii król obejmie tron. Być może będzie na niego nawet wyniesiony fizycznie przez arcybiskupa, biskupów i innych parów królestwa.
  • Homage – hołd – książę William, kolejny do tronu, uklęknie i złoży hołd królowi Karolowi III.

Następnie koronowana zostanie królowa małżonka – Queen Consort. Ceremonia jest tu nieco prostsza, bo królowa nie składa przysięgi. Zostanie jednak namaszczona, koronowana (korona wykonana w 1911 roku, srebro, trzy niezwykłe diamenty Cullinan, waży 560 gramów) i intronizowana. Para królewska opuści opactwo przy dźwiękach hymnu narodowego (national anthem).

Gdy mózg szuka wzorów

Pewnego słonecznego, a może pochmurnego, dnia w 1986 roku w gazecie „St. Paul Pioneer Press”, pojawiła się notka napisana przez Terry’ego Mullena, w której dzielił się on pewnym osobliwym przeżyciem. Otóż, kilka dni wcześniej po raz pierwszy w życiu usłyszał o niemieckiej grupie terrorystycznej o nazwie Frakcja Czerwonej Armii, znanej także jako Grupa Baader-Meinhof (od nazwisk jej ikonicznych postaci) i w ciągu kolejnych kilku dni miał wrażenie, że ta nazwa pojawia się wszędzie, gdzie nie spojrzy. Na tekst Mullena odpowiedziało mnóstwo czytelników opowiadając o podobnych doświadczeniach, gdy nowo poznane słowo, kategoria czy fakt wydawały się nagle pojawiać dookoła: w gazetach, telewizji czy rozmowach ze znajomymi, choć obiektywnie liczba wystąpień pozostawała przecież taka sama. Fenomen ten nazywa się obecnie zjawiskiem Baader-Meinhof lub iluzją częstotliwości. Nasz ludzki mózg jest wyczulony na wyszukiwanie wzorców i gdy napotka coś nowego szuka tego w innych miejscach.

Choć wytłumaczenie jest dość proste, to samo wrażenie bywa zabawne. Oksfordzki słownik języka angielskiego posiada obecnie 171 476 słów, więc nie powinno dziwić, że także nauczyciele tego języka trafiają czasem na słówka sobie nieznane. Pisząca te słowa trafiła ostatnio w czasie zajęć z miłośniczką biologii na nowe dla siebie słowo: xylem. Xylem, po polsku ksylem lub dla mniej wtajemniczonych w budowę roślin: tkanka drzewna. Nowe słowo nie trafiło jednak na listę „słów do zapamiętania” i nie zagościłoby na dłużej w pamięci, gdyby nie to, że dwa dni później xylem znów zaatakował. Pojawił się w jakimś zupełnie przypadkiem klikniętym artykule o Grecji. I teraz xylem już na stałe zamieszka w moim słowniku.

Dzięki zjawisku Baader-Meinhof możemy czasami coś zapamiętać niemalże przypadkiem i bez wysiłku. Nie jest to najważniejszy argument na rzecz czytania w obcym języku, a jedynie malutki argumencik, argumenciątko, kamyczek wrzucony do ogródka czytelniczego, ale może akurat kogoś przekona?

Hipokamp, taksówka i strofki na pamięć!

Co ma wspólnego taksówkarz, hipokamp i dialogi uczone ma pamięć na kursie business English w Warszawie? I co to w ogóle jest hipokamp? Zacznijmy od końca!

Hipokamp to fragment naszego mózgu odpowiedzialny za pamięć, a właściwie dwa fragmenty – po jednym na każdą półkulę. Jak działa? Trochę wiadomo, trochę nie wiadomo, bowiem mózg człowieka jest tajemniczy nie tylko dla laików, ale także dla specjalistów medycyny. Kuszące byłoby kategoryczne stwierdzenie, że im większy hipokamp, tym lepsza pamięć, ale nie jest to tak zupełnie jasne. Badania trwają tu nieustannie – więcej.

Niezależnie jednak od stopnia skomplikowania tych kwestii, istnieje jakiś ogólny związek pomiędzy rozmiarem tej części naszego mózgu, a ogólnie lepszą pamięcią długotrwałą. Zaś – i tu nie ma niespodzianki – lepsza pamięć pomaga w nauce języka dowolnego języka, czy będzie to kurs niemieckiego dla firm online czy konwersacje z nativem przy kawie. Jak zatem wpłynąć na wielkość hipokampu? Czyż nie jest nam ona dana raz na zawsze? Otóż nie jest, czego chodzącym, a właściwie jeżdżącym, przykładem są londyńscy taksówkarze. Aby prowadzić słynne czarne taksówki TX4 trzeba bowiem zdać niezwykle trudny egzamin o wdzięcznej nazwie „the Knowledge” (Wiedza, ta Wiedza). Nauka do niego zajmuje adeptom średnio 3-4 lata, bowiem londyński taksówkarz musi być w stanie zawieźć nas bez jakiejkolwiek pomocy pod dowolny wskazany adres. Miasto zaś nie jest ani małe, ani prosta. Tomografie mózgu londyńskich taksówkarzy dobitnie pokazują, że ich hipokamp jest znacząco większy od przeciętnego (źródło)

Dobra wiadomość dla każdego kto uczy się na przykład angielskiego jest taka, że nie trzeba koniecznie uczyć się akurat 25000 nazw londyńskich ulic, aby rozbudować swój hipokamp. Po prostu, uczenie się na pamięć pomaga w dalszym uczeniu się czegokolwiek. Jeśli zatem nauczymy się z podręcznika dialogu w sklepie zoologicznym, to nie tylko będziemy potrafili kupić pokarm dla rybek na przedmieściach Sydney, gdyby akurat tam zaprowadziło nas życie, ale przyczyniamy się do rozwoju swojej pamięci w ogóle.

Maria Gutowska – metodyk Szkoły Językowej Advantis

Eksperyment bioniczny

Bionika to dziedzina wiedzy z pogranicza biologii i techniki. Jeśli zatem słyszysz o bionicznym czytaniu w obcym języku od nauczyciela w swojej szkole językowej lub na lekcjach angielskiego w swojej firmie, to prawdopodobnie liczysz na nowoczesne rozwiązanie, które ułatwi Ci naukę. Być może. Od razu jednak rozwieję Twoje, czytelniku, nadzieje: żadnych kabelków podłączanych na noc, które przez sen wsączą Ci struktury gramatyczne, żadnych chipów, ani nawet dodatkowych uszu wyhodowanych, aby lepiej słyszeć i rozumieć. Na czym zatem polega bioniczne czytanie i co leży u jego podstaw?

Jest jedna kwestia związana z czytaniem, z którą trudno się nie zgodzić: pewne rozmiary liter i pewne fonty są trudniejsze do czytania niż inne.

Tak napisany tekst stanowi wyzwanie,

zaś ten fragment przeczytamy z łatwością.

Kierując się tym właśnie przekonaniem, Renato Casutt zaprojektował nowy font. Bioniczna czcionka ma pomóc naszemu mózgowi radzić sobie z tekstem podpowiadając nam, która część wyrazu jest najważniejsza, a w praktyce pogrubiając jakąś część pierwszej połowy każdego wyrazu.

Cttak naprawdę oznacza? Dokładnie tcwidzisz: tekst faluje sobie 

radośnie pkartce, nasze oczy śledzą gjak zwykle, ale nie marnujemy czasu 

nczytanie końcówek, które nasz zg sobie dopowiada. Twórcy fontu i 

aplikacji, nakładki nprzeglądarki i konwerterów, które pozwalają zmienić 

tradycyjny tekst ntekst bioniczny przekonują, żdzięki takiemu rozwiązaniu będziemy czytać szybciej icchyba ważniejsze, z większym skupieniem i 

zrozumieniem. Szczególnie polecana dla dyslektyków i osób, które łatwo się rozpraszają. Czy zrewolucjonizuje świat? Czy ludzie powrócą d

czytania literatury pięknej, bbędzie tprostsze? Czy font skradnie serca 

wszystkich? Czy też jest tjedynie gadżet, niczym zupełnie zbędna końcówka 

dodkurzacza, i chwilowa moda? Czas pokaże. 

Jeśli jest jednak cokolwiek – choćby w formie zabawy – co skłoni uczących się obcego języka do przeczytania dodatkowej strony tekstu, to chyba każdy lektor przyklaśnie i podpisze się pod tym rękami i nogami. Zatem: do dzieła.

Proponuję Ci eksperyment. Znajdź w sieci kilkustronicowy tekst; fragment książki lub artykuł. Jeszcze nie czytaj. Podziel go na dwie równe części. Jedną zostaw tak jak jest, drugą skonwertuj na tekst bioniczny. https://api.bionic-reading.com/convert/ Na tej oficjalnej stronie możesz sterować tekstem – podkreślić mniej lub więcej liter, zmienić wielkość fontu, szerokość tekstu. Ustaw to co wyda Ci się najprzyjaźniejsze. Odpal stoper i sprawdź, który teksty przeczytasz szybciej. A potem zastanów się co czytało się lepiej, zmień ustawienia w konwerterze, spróbuj jeszcze raz. I jeszcze raz. Ciekawe, ile nowych słów wpadnie Ci do głowy przy okazji.

Maria Gutowska – metodyk Szkoły Językowej Advantis