Skip to main content

Platforma raportowania Logowanie

Koronacja królewska jako przykład kultury brytyjskiej!

Jeśli słuchacie naszych Advantisowych wskazówek, aby otaczać się angielskim czytając codzienne gazety i oglądając telewizję, to niewątpliwie traficie na temat zbliżającej się 6 maja koronacji Karola III, króla Wielkiej Brytanii. Poniżej kilka słów z jakimi możecie się przy okazji spotkać. Naszą inspirację stanowił przewodnik (guide) koronacyjny opublikowany przez BBC!

Częściowo nadal utajniony plan koronacji Karola III nosi nazwę Operation Golden Orb, czyli operacja królewskie jabłko, przy czym samo słowo orb oznacza po prostu kulę (pomyślcie o orbitach). Ceremonia następuje w czasie nabożeństwa (service) w Opactwie Westminister – Westminister Abbey – i składa się z sześciu zasadniczych części:

  • Recognition – rozpoznanie – to moment, kiedy arcybiskup Canterbury przedstawi Karola III jako króla, a zgromadzeni zawołają „God save the King!”.
  • Oath – przysięga – Arcybiskup poprosi króla Karola, aby potwierdził, że w czasie swojego panowania (reign) będzie stał na straży prawa oraz Kościoła anglikańskiego. Król położy dłoń na Ewangelii i zobowiąże się „wykonania i dotrzymania” (perform and keep) tych obietnic.
  • Anointing – namaszczenie – król zasiądzie wtedy na krześle koronacyjnym i zostanie namaszczony specjalnymi olejami podkreślając duchowy status władcy, który – pamiętajmy – jest jednocześnie głową Kościoła anglikańskiego.
  • Investiture – inwestytura – dokładny moment koronacji, kiedy król po raz pierwszy w życiu założy koronę (crown) św. Edwarda (wykonana w 1661, złoto, rubiny, szafiry i inne, waży dwa kilo).
  • Enthronement – intronizacja – w tej części ceremonii król obejmie tron. Być może będzie na niego nawet wyniesiony fizycznie przez arcybiskupa, biskupów i innych parów królestwa.
  • Homage – hołd – książę William, kolejny do tronu, uklęknie i złoży hołd królowi Karolowi III.

Następnie koronowana zostanie królowa małżonka – Queen Consort. Ceremonia jest tu nieco prostsza, bo królowa nie składa przysięgi. Zostanie jednak namaszczona, koronowana (korona wykonana w 1911 roku, srebro, trzy niezwykłe diamenty Cullinan, waży 560 gramów) i intronizowana. Para królewska opuści opactwo przy dźwiękach hymnu narodowego (national anthem).

Gdy mózg szuka wzorów

Pewnego słonecznego, a może pochmurnego, dnia w 1986 roku w gazecie „St. Paul Pioneer Press”, pojawiła się notka napisana przez Terry’ego Mullena, w której dzielił się on pewnym osobliwym przeżyciem. Otóż, kilka dni wcześniej po raz pierwszy w życiu usłyszał o niemieckiej grupie terrorystycznej o nazwie Frakcja Czerwonej Armii, znanej także jako Grupa Baader-Meinhof (od nazwisk jej ikonicznych postaci) i w ciągu kolejnych kilku dni miał wrażenie, że ta nazwa pojawia się wszędzie, gdzie nie spojrzy. Na tekst Mullena odpowiedziało mnóstwo czytelników opowiadając o podobnych doświadczeniach, gdy nowo poznane słowo, kategoria czy fakt wydawały się nagle pojawiać dookoła: w gazetach, telewizji czy rozmowach ze znajomymi, choć obiektywnie liczba wystąpień pozostawała przecież taka sama. Fenomen ten nazywa się obecnie zjawiskiem Baader-Meinhof lub iluzją częstotliwości. Nasz ludzki mózg jest wyczulony na wyszukiwanie wzorców i gdy napotka coś nowego szuka tego w innych miejscach.

Choć wytłumaczenie jest dość proste, to samo wrażenie bywa zabawne. Oksfordzki słownik języka angielskiego posiada obecnie 171 476 słów, więc nie powinno dziwić, że także nauczyciele tego języka trafiają czasem na słówka sobie nieznane. Pisząca te słowa trafiła ostatnio w czasie zajęć z miłośniczką biologii na nowe dla siebie słowo: xylem. Xylem, po polsku ksylem lub dla mniej wtajemniczonych w budowę roślin: tkanka drzewna. Nowe słowo nie trafiło jednak na listę „słów do zapamiętania” i nie zagościłoby na dłużej w pamięci, gdyby nie to, że dwa dni później xylem znów zaatakował. Pojawił się w jakimś zupełnie przypadkiem klikniętym artykule o Grecji. I teraz xylem już na stałe zamieszka w moim słowniku.

Dzięki zjawisku Baader-Meinhof możemy czasami coś zapamiętać niemalże przypadkiem i bez wysiłku. Nie jest to najważniejszy argument na rzecz czytania w obcym języku, a jedynie malutki argumencik, argumenciątko, kamyczek wrzucony do ogródka czytelniczego, ale może akurat kogoś przekona?

Hipokamp, taksówka i strofki na pamięć!

Co ma wspólnego taksówkarz, hipokamp i dialogi uczone ma pamięć na kursie business English w Warszawie? I co to w ogóle jest hipokamp? Zacznijmy od końca!

Hipokamp to fragment naszego mózgu odpowiedzialny za pamięć, a właściwie dwa fragmenty – po jednym na każdą półkulę. Jak działa? Trochę wiadomo, trochę nie wiadomo, bowiem mózg człowieka jest tajemniczy nie tylko dla laików, ale także dla specjalistów medycyny. Kuszące byłoby kategoryczne stwierdzenie, że im większy hipokamp, tym lepsza pamięć, ale nie jest to tak zupełnie jasne. Badania trwają tu nieustannie – więcej.

Niezależnie jednak od stopnia skomplikowania tych kwestii, istnieje jakiś ogólny związek pomiędzy rozmiarem tej części naszego mózgu, a ogólnie lepszą pamięcią długotrwałą. Zaś – i tu nie ma niespodzianki – lepsza pamięć pomaga w nauce języka dowolnego języka, czy będzie to kurs niemieckiego dla firm online czy konwersacje z nativem przy kawie. Jak zatem wpłynąć na wielkość hipokampu? Czyż nie jest nam ona dana raz na zawsze? Otóż nie jest, czego chodzącym, a właściwie jeżdżącym, przykładem są londyńscy taksówkarze. Aby prowadzić słynne czarne taksówki TX4 trzeba bowiem zdać niezwykle trudny egzamin o wdzięcznej nazwie „the Knowledge” (Wiedza, ta Wiedza). Nauka do niego zajmuje adeptom średnio 3-4 lata, bowiem londyński taksówkarz musi być w stanie zawieźć nas bez jakiejkolwiek pomocy pod dowolny wskazany adres. Miasto zaś nie jest ani małe, ani prosta. Tomografie mózgu londyńskich taksówkarzy dobitnie pokazują, że ich hipokamp jest znacząco większy od przeciętnego (źródło)

Dobra wiadomość dla każdego kto uczy się na przykład angielskiego jest taka, że nie trzeba koniecznie uczyć się akurat 25000 nazw londyńskich ulic, aby rozbudować swój hipokamp. Po prostu, uczenie się na pamięć pomaga w dalszym uczeniu się czegokolwiek. Jeśli zatem nauczymy się z podręcznika dialogu w sklepie zoologicznym, to nie tylko będziemy potrafili kupić pokarm dla rybek na przedmieściach Sydney, gdyby akurat tam zaprowadziło nas życie, ale przyczyniamy się do rozwoju swojej pamięci w ogóle.

Maria Gutowska – metodyk Szkoły Językowej Advantis

Eksperyment bioniczny

Bionika to dziedzina wiedzy z pogranicza biologii i techniki. Jeśli zatem słyszysz o bionicznym czytaniu w obcym języku od nauczyciela w swojej szkole językowej lub na lekcjach angielskiego w swojej firmie, to prawdopodobnie liczysz na nowoczesne rozwiązanie, które ułatwi Ci naukę. Być może. Od razu jednak rozwieję Twoje, czytelniku, nadzieje: żadnych kabelków podłączanych na noc, które przez sen wsączą Ci struktury gramatyczne, żadnych chipów, ani nawet dodatkowych uszu wyhodowanych, aby lepiej słyszeć i rozumieć. Na czym zatem polega bioniczne czytanie i co leży u jego podstaw?

Jest jedna kwestia związana z czytaniem, z którą trudno się nie zgodzić: pewne rozmiary liter i pewne fonty są trudniejsze do czytania niż inne.

Tak napisany tekst stanowi wyzwanie,

zaś ten fragment przeczytamy z łatwością.

Kierując się tym właśnie przekonaniem, Renato Casutt zaprojektował nowy font. Bioniczna czcionka ma pomóc naszemu mózgowi radzić sobie z tekstem podpowiadając nam, która część wyrazu jest najważniejsza, a w praktyce pogrubiając jakąś część pierwszej połowy każdego wyrazu.

Cttak naprawdę oznacza? Dokładnie tcwidzisz: tekst faluje sobie 

radośnie pkartce, nasze oczy śledzą gjak zwykle, ale nie marnujemy czasu 

nczytanie końcówek, które nasz zg sobie dopowiada. Twórcy fontu i 

aplikacji, nakładki nprzeglądarki i konwerterów, które pozwalają zmienić 

tradycyjny tekst ntekst bioniczny przekonują, żdzięki takiemu rozwiązaniu będziemy czytać szybciej icchyba ważniejsze, z większym skupieniem i 

zrozumieniem. Szczególnie polecana dla dyslektyków i osób, które łatwo się rozpraszają. Czy zrewolucjonizuje świat? Czy ludzie powrócą d

czytania literatury pięknej, bbędzie tprostsze? Czy font skradnie serca 

wszystkich? Czy też jest tjedynie gadżet, niczym zupełnie zbędna końcówka 

dodkurzacza, i chwilowa moda? Czas pokaże. 

Jeśli jest jednak cokolwiek – choćby w formie zabawy – co skłoni uczących się obcego języka do przeczytania dodatkowej strony tekstu, to chyba każdy lektor przyklaśnie i podpisze się pod tym rękami i nogami. Zatem: do dzieła.

Proponuję Ci eksperyment. Znajdź w sieci kilkustronicowy tekst; fragment książki lub artykuł. Jeszcze nie czytaj. Podziel go na dwie równe części. Jedną zostaw tak jak jest, drugą skonwertuj na tekst bioniczny. https://api.bionic-reading.com/convert/ Na tej oficjalnej stronie możesz sterować tekstem – podkreślić mniej lub więcej liter, zmienić wielkość fontu, szerokość tekstu. Ustaw to co wyda Ci się najprzyjaźniejsze. Odpal stoper i sprawdź, który teksty przeczytasz szybciej. A potem zastanów się co czytało się lepiej, zmień ustawienia w konwerterze, spróbuj jeszcze raz. I jeszcze raz. Ciekawe, ile nowych słów wpadnie Ci do głowy przy okazji.

Maria Gutowska – metodyk Szkoły Językowej Advantis